środa, 15 września 2010

Pierwsze kroki w Assis

Podróż do Assis z Rio de Janerio trwała około 17 godzin. Kiedy dojechałam do akademika, w którym miałam mieszkać , w progu przywitał mnie ogromny rozdeptany karaluch. Bałam się co zobaczę później:/ Na szczęście nie było tak źle. Wręcz przeciwnie. Przed przyjazdem do Brazylii bałam się, ze będę musiała spać na słomie, a o dostępie do bieżącej wody mogę zapomnieć. Ku mojemu zdziwieniu, w akademiku była elektryczność a nawet łazienka i aneks kuchenny w pokoju:P:P:P Po kilku minutach od mojego zakwaterowania znałam już kilka mieszkańców. Brazylijczycy są baaardzo otwarci na nowe znajomości. Co prawda w Brazylii rzucam się w oczy, tym bardziej w tak małym miasteczku jak Assis, wszyscy patrzą na mnie jak na ufo. Mieszkańcy akademika również byli ciekawi jak wygląda Polka, dlatego co chwila ktoś pukał do pokoju, by móc mnie poznać. Po godzinie znałam już większość mieszkańców. Oczywiście nie zapamiętałam wtedy nawet jednego imienia, ale też nikt nie potrafił wymówić mojego. Ludzie w akademiku są bardzo wyluzowani i imprezowi. Pierwsze słowo, którego się nauczyłam w języku portugalskim to „nas drogas”. Do godziny 1 w nocy w akademiku jest w miarę cicho, ale później zaczyna on tętnic życiem. I tak do 7 nad ranemJ
Następnego dnia po przyjeździe do Assis byłam na imprezie integracyjnej studentów biotechnologii. O rany… daruję sobie opisywanie tego, co tam widziałamJ  Yhyyy..po prostu…..yyyy …. fajnie było poczuć klimat brazylijskich rytmów:P Samba i takie tam. Na imprezie również poznałam mnóstwo osób. Muszę przyznać, że ludzie tutaj są bardzo mili i chętni do pomocy. Czasami mam wrażenie, ze martwią się o mnie bardziej niż ja sama.
Korzystając z weekendu musiałam poznać miasto. Assis (Asyż) jest na tyle małym miasteczkiem ( około 120 tys. mieszkańców), że nie łatwo się w nim zgubić. Wszystkie ulice wyglądają  prawie tak samo, a centrum miasta mało różni się od jego peryferii. Pomimo tego miasteczko ma swój nietypowy klimat.
W drodze do centrum spotkałam mała budkę w której starszy pan sprzedawał wodę kokosową (pije się ją prosto z kokosa). Przed budką stało kilka stolików na czerwonym jak cegła piasku, przy stolikach starsi panowie grali w karty i jeszcze ta brazylijska muzyka w tle. Jeśli kiedykolwiek wyobrażałam sobie Brazylię, to właśnie w takim klimacie.
Zabytkowy kościół w centrum miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz