poniedziałek, 18 października 2010

Rouxinol w Brazylii!! CAPOEIRA

Na pierwszy trening poszłam w ciemno. Nie wiedziałam jak liczna jest grupa, kto ją prowadzi, jak wyglądają treningi itp. Udało mi się jedynie wcześniej kogoś dopytać, że jest to grupa Angola. Początkowo poczułam rozczarowanie (dlaczego nie Regional?), ale już po pierwszym treningu poczułam 100% klimatu Brazylii. Grupa przyjęła mnie bardzo ciepło i życzliwie, pomimo moich wcześniejszych obaw, że jednak mój styl znacznie różni się od angoli. Grupę prowadził CM Xandao  (od Mestre Claudio), który na pierwszym treningu powiedział, że regional różni się od ich stylu, ale to bardzo dobrze, bo dzięki temu oni też mogą zdobyć jakieś nowe doświadczenie w capoeira. Następni przedstawił mi wszystkich z osobna, (tutaj na treningach zwracają się do siebie używając tylko apelido, więc i moje wreszcie się przyjęło - Rouxinol.
Grupa liczy tylko kilkanaście osób a treningi mają pewien schemat i kończą się pewnego rodzaju rytuałem. Najpierw 15 min rozgrzewka, trening, a na koniec coś w rodzaju roda. Wszyscy siedzą w kole, ale to CM Xandao decyduje kto ma grac i jak długo.



Po roda mestre kieruje swoje uwagi do każdego z osobna, co ma poprawić, czego nie powinien robić itp., następnie wszyscy łapiemy się za ręce i… do tej pory nie wiem co oni wtedy robią w tych kilkunastu sekundach ciszy. Modlą się? Nie mam pojęcia. Na sam koniec wszyscy dziękują sobie nawzajem za trening.
Na pierwszej roda mestre zaprosił mnie do baterii. Grałam na ago-go, po czym skinął głową na znak, że teraz mam wejść do roda. I nadszedł ten pierwszy moment w Brazylii w którym musiałam się zmierzyć z czymś zupełnie nowym. Cały czas myślałam o tym, że przecież w każdym moim ruchu będzie widać mój odmienny styl, ale jak byłam pod berimau to już nie miałam odwrotu. Wiedziałam, że każdy jest skupiony na tym co teraz zrobię i jak będę grac. Mega presja. CM Xandao opuszczając berimbau dał znak, by zacząć grę i wtedy …popłynęłam.Wypas. Nie czułam żadnego skrępowania, nie miałam nawet wrażenia, że moja capoeira różni się od ich stylu. Grałam chyba z 10 min, po czym Xandao przerwał grę, oddał berimbau i wykupił grę. Kolejne 10 min jogu. Angola wymaga chyba jeszcze większego wysiłku niż regional, bo mięśnie są napięte przez cały czas, a do tego jeszcze te upały i zmęczenie po pracy …ale pomimo tego mój zapał rósł wprost proporcjonalnie do zmęczenia.










Raz zdarzyło się, że frekwencja na treningu była tak mała, że można powiedzieć, ze miałam trening indywidualny. Bywały treningi na których radziłam sobie gorzej, roda w których kilka razy podczas jednej gry leżałam „na deskach”, sekwencje, w których trudno było mi się połapać. Niezależnie od tego jak mi szło chciałam w każdy trening wnieść to, czego się nauczyłam w mojej grupie i którą wspominam zawsze w tych kilkunastu sekundach ciszy i za którą już zdążyłam się stęsknić:*
Wydaje mi się również, że Xandao wymaga ode mnie dużo i poświęca mi znacznie więcej uwagi niż innym. W roda gram niezliczoną ilość razy, bo Xandao co kilka minut daje mi znak, że mam teraz wejść i co lepsze, często wykupuje grę, co mi również daje duże możliwości nauczenia się nowych rzeczy. Xandao to niesamowita postać, rastamowiec z dredami po pas, inteligentny, dowcipny i za każdym razem w grze potrafi wyprowadzić przeciwnika na manowce:P Nie wiem jak on to robi, że wszyscy się nabierają na jego sztuczki. Jednak i mi udało się go zaskoczyć i to całe 2 razy. Raz w roda założyłam mu negative (…pierwszy raz w życiu!), ale oczywiście tylko zaznaczyłam, bo z tego co wiem, nie wypada a raczej nie wolno tego testować na mestre. Po tym bałam się jego kolejnego ruchu. Pomyślałam, że już po mnie. Xandao zastygł na kilka sekund (przynajmniej tak mi się wydawało) i nagle… uśmiechnął się szeroko i powiedział: „legal”. Poprosił, żebym następnym razem pociągnęła negative do końca. 

















Klimat jest niesamowity. Wszyscy się szanują lubią i traktują jak jedną rodzinę. Treningi tez mają swój urok. Staram się dawać z siebie wszystko, trenować tak, by móc poznać swoje granice możliwości. Nie powiem, przychodzą takie momenty, że już trudno znieść mi ból mięśni, zmęczenie, ale nauczyłam się też, że jeśli przeczekam ten krytyczny moment to wówczas jestem w stanie wykrzesać z siebie jeszcze więcej i więcej. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale gdy gram w roda (każdy z osobna gra nieprzerwanie po około 20 min)i czuję sie już wyczerpana ,i trudno mi jest złapać oddech, to mimo wszystko, gdy mój czas w roda już się kończy czuję ciągły niedosyt i chce więcej! Chciałabym ugryźć tego jak najwięcej, tak, by do krwi poczuć ile to mi daje radości. AXE:***

1 komentarz: